a ja myślę, że łatwo jest tak komuś powiedzieć - odejdź, skoro masz siły na myślenie o samobójstwie to tym bardziej na odejście od alkoholika. Jestem żoną alkoholika, pił przed ślubem (byliśmy ze sobą 3 lata) pił zaraz po ślubie (dosłownie- narąbany przyjechał we wtorek gdzie zamieszkaliśmy ze sobą w poniedziałek )pił tak 7 lat ... mamy 2 synów , często uciekałam, często myślałam o samobójstwie...moja rodzina? była za skończeniem tej farsy- bo jak inaczej można nazwać ten związek....i tak kręciliśmy się...dopiero kiedy w końcu coś pękło we mnie...kiedy poczułam pustkę a jednocześnie OGROMNĄ SIŁĘ, WOLĘ WALKI O SIEBIE O DZIECI... postanowiłam odejść- nie z budynku, odejść z tego związku, zamknąć go, "POCHOWAŁAM" SWOJEGO MĘŻA ( w myślach).... dla mnie nie istniał, nigdy się nie urodził. Co jest dziś? Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, SILNYM KOCHAJĄCYM SIĘ DOJRZAŁYM MAŁŻEŃSTWEM, wiem, że brzmi to jak bajka- łatwo nie było- terapia, terapia, indywidualne spotkania z terapeutą, nerwica męża, leki antydepresyjne, stany lękowe męża...wiele się działo, niektóre rzeczy nadal są ale JESTEŚMY RAZEM, mąż nie pije już 5 lat KOCHAM GO i cieszę się, że nam się udało, że wytrwaliśmy, że walczyliśmy o siebie... wiem jedno GDYBY NIE TERAPIA (PEWNIE) NIE BYŁOBY NAS |