Rodzice Alokocholicy
Problem z pijacymi rodzicami
Iwonaaa29, nie wyciągaj pochopnych wniosków, póki nie poznasz prawdy. proszę bardzo, oto ona: Podstawowym działaniem terapeutycznym było pisanie specjalnych prac i omawianie ich na forum publicznym. Miało to na celu uświadomienie pacjentów o tym, co strasznego narobili pod wpływem itd. Temat jednej z prac było "Dziesięć niebezpiecznych sytuacji, na jakie naraziłam się będąc pod wpływem". Jestem z natury bardzo ostrożna. Nigdy, nieważne w jakim będąc stanie, instynktownie nie narażałam się na nic, taki mam charakter( będąc dzieckiem nigdy nawet nie weszłam na drzewo). Piłam zawsze w domu swoim, albo czyimś, nie miałam żadnych szalonych ciągot. Dlatego NIE MIAŁAM O CZYM PISAĆ. Powiedziałam to terapeutom i co usłyszałam? Że nie poddaję się terapii, KŁAMIĘ, nie umiem się otworzyć, i jeśli nie zmuszę się do wyduszenia z siebie wstydliwej prawdy, zostanę wydalona. ŻE KAŻDY ALKOHOLIK MIAŁ DUŻO TAKICH SYTUACJI, TO OCZYWISTE. Co zrobiłam? Przywłaszczyłam sobie przygody moich szalonych znajomych, podrasowałam trochę i wyszło 10 historyjek mrożących krew w żyłach. Zostałam pochwalona, że jednak dałam radę, że teraz widać, że poddałam się temu wspaniałemu leczeniu bla bla bla. I co Ty na to???? To ma być terapia? Drugi temat pracy: 1"0 największych blizn, które są pozostałościami ran nabytych pod wpływem alkoholu". Tu mi wybaczono, bo wściekłam się, rozebrałam i pokazałam, że NIE MAM BLIZN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!. Niestety w to, że nie jestem narkomanką ("każdy alkoholik przed trzydziestką jest narkomanem, to oczywiste) mi nie uwierzyli, dlatego codziennie musiałam oddawać mocz do analizy. Nie jestem narkomanką, nie mam nawet ciągot w kierunku spróbowania jakichkolwiek narkotyków... Powtarzam - to jest do ku... nędzy terapia?????


  PRZEJDŹ NA FORUM