Witam. Jeśli już był podobny temat to przepraszam, ale z góry przyznaję, że nie czuję się na siłach czytać innych wątków. Przyszłam tu tylko po jakąkolwiek radę i pomoc.. Postaram się opisać wszystko jak najkrócej. Jestem z moim chłopakiem 2 lata, na początku wszystko było 'pięknie, ładnie' - jak w każdym związku. Ale zaczęło się psuć, dość dawno, sama nie wiem kiedy dokładnie i dlaczego. Czuję się nękana, wykorzystywana, nieszanowana... On jest dość wyrywnym człowiekiem, jest w stosunku do mnie agresywny słownie, potrafi powiedzieć mi 'spier***' i wiele innych rzeczy, które wstyd przytaczać. Kłótnie u nas są na porządku dziennym, potrafi wykręcić aferę ze wszystkiego i o wszystko, kiedy już mu się uda nie da się do niego dotrzeć żadnymi argumentami jego ulubioną kwestią jest "Bo Ty..." (I tu sprowadzenie całej winy na mnie) albo "Bo mnie denerwuje, że... a ch** w to" (Zaczyna zdanie, ale nie kończy). Nieraz kiedy uda mu się mnie doprowadzić np. do płaczu patrzy na mnie z dziwnym uśmieszkiem i mnierzy mnie jak najgorsze ścierwo z góry do dołu, później przeprasza lub przeciwnie uparcie wmawia mi, że gdyby nie ja to byłoby inaczej. Kiedyś byłam wesołą dziewczyną, miałam wielu przyjaciół jednak teraz nie mam nikogo poza nim, mówię to z czystym sumieniem. Nawet nie wiem kiedy udało mu się mnie odizolować od ludzi dookoła. Nie mam prawa nigdzie wychodzić, czasem wyjście z psem na spacer powoduje setki wykrzykników i zarzut, że ja go okłamuję i na pewno zdradzam.. No właśnie gg mi prześwietla, telefon mi prześwietla, potrafi czepiać się o moich byłych chłopaków (mimo, że nie miałam wtedy nawet pojęcia o jego istnieniu). Krótko mówiąc, sprawdza, wyzywa, grozi i jest chyba uzależniony od seksu... Często 'bierze to co mu się należy'.. Nic mu nie pasuje, nic go nie zadowala.. Najczęściej usprawiedliwia się swoim ojcem, że pije, że go wyzywa... A wszystko odbija się na mnie. Czuję się nic niewarta... Poza tym pół roku temu rozstaliśmy się, a on po 2 dniach od rozstania przespał się z inną... Nie mogę z tym normalnie żyć, próbowałam wbić mu do łba, że dla mnie to jest zdrada, bo jeśli się kocha kogoś to po 2 dniach 'wolności' nie skacze się na bok, on twierdzi że mógł, bo był 'wolny'.. Płaczę, zadręczam się, czuję się bez wartości a on wtedy krzyczy, że mu 'wypominam'... Nie mam już sił, nie mam z kim porozmawiać.. Wiem, że najprostszym sposobem i najlepszym zapewne jest odejść.. Próbowałam już wiele razy, ale nie potrafię.. To chore, ale kocham go mocno, wierzę że się zmieni.. I nie chcę znowu przeżywać tego co za każdym razem - nie jem, nie śpię tylko ból i płacz.. Nie umiem poradzić sobie z tym uczuciem... Jeśli przeczytaliście do końca to dziękuję i proszę o rady.. To tylko kawałek z mojego codziennego życia... |