Nie mogę sobie z tym poradzić...
Jest różnica między chodzeniem na imprezy, a chodzeniem na imprezy po to, by flitować i dawać się poderwać. Powiem tak: jestem członkinią klubu motocyklowego i wychowała mnie banda perkusistów. Na dwie serdeczne przyjaciółki mam kilkudziesięciu kolegów, z czego kilku przyjaciół, z którymi spałam w jednym łóżku i całuję się na dzień dobry w policzek. Ale NIE DAJĘ SIĘ PODRYWAĆ OBCYM (ANI "SWOIM") I, BĘDĄC W ZWIĄZKU, NIE CHODZĘ NA SPĘDY NAPALONYCH FACETÓW SAMA. Zabieram swoje "drzewo do lasu" bo po to do cholery jestem z tym drzewem, by dzieliło ze mną życie. Mam nadzieję, że rozumiecie różnicę. Najwyraźniej dziewczyna autora postu nie rozumie jej bo, albo nie dojrzała do bycia z kimś, albo ma swojego ukochanego w d.... Gdyby mój facet powiedział mi, że idzie na imprezę sam, bo nie chce, bym mu przeszkadzała (w czym niby???) to dostałby w twarz i nigdy więcej by mnie nie zobaczył. Co innego spotkanie z kolegami i koleżankami, tak po prostu. Wyczuj chłopie różnicę i nie rób z siebie ścierki!!!


  PRZEJDŹ NA FORUM