Współuzależnienie
    Klara pisze:

    To życie z osobą uzależnioną. To ciągłe pogotowie emocjonalne i uporczywy stres. Trudne i przykre emocje - bezradność, wstyd, poczucie winy, lęk i urazy, a także żal i poczucie krzywdy. Uzależnić można się od alkoholika, narkomana, hazardzisty, seksoholika, lekomana, pracoholika, internauty, a także od osób stosujących przemoc w rodzinie. Mechanizmy większości współuzależnień są podobne. Jedna osoba wprowadza destrukcję, a druga się do tej destrukcji dostosowuje. Zdecydowana większość współuzależnionych nie korzysta z pomocy, bo nie widzi powodu, żeby sobie pomagać. Działa też silna, wpisana we współuzależnienie presja ukrywania problemu, oraz wstyd. Współuzależnieni często bywają ludźmi dobrymi i życzliwymi, uwrażliwionymi na cierpienie innych, krzywdę i niesprawiedliwość, a uzależniony potrafi to bezpardonowo wykorzystywać. Osoba współuzależniona godzi się na przemoc, na obwinianie, na okazywanie lekceważenia i pogardy, na manipulacje. Towarzyszy temu nieadekwatne poczucie winy i coraz niższej wartości. Po czym poznać, że jesteśmy w pułapce uzależnienia? Na przykład kiedy rozwiązujemy problemy uzależnionego lub łagodzimy jego cierpienia niezależnie od tego ile nas to emocjonalnie kosztuje, albo chronimy go przed konsekwencjami jego postępowania, nie zwracamy uwagi na własne odczucia i potrzeby, za wszystko winimy siebie, udajemy, że wszystko jest w porządku chociaż tak nie jest.
    A jak sobie pomóc? Najważniejsza, a zarazem najtrudniejsza dla osoby współuzależnionej jest zmiana przekonań. Chodzi o to, aby uwagę i działania przekierować z problemu uzależnionego partnera na siebie. Zacząć mówić to co się myśli i robić to co się mówi. Nie pomagać, a zacząć pozwalać uzależnionemu na cierpienie. Nie brać odpowiedzialności za jego nałóg. Kochać twardą miłością.



Witam,jestem tu pierwszy raz.jestem współuzależnona.Najpierw byłam mężatką z alkoholikem i rozstałam się z nim potem poznałam alkoholika narkomana i DDA.Po półtora roku związku zgłosił się na terapię.Od 2 lat jest czysty.Bardzo dobrze sobie radzi.Uczęszcza na mityngi codziennie i na terapie.Widzę zmianę w jego zachowaniu.Zrobił się bardzo spokojny i opanowany nie tylko to.szereg zmian w których ja nie potrafiłam sobie poradzić paradoksalnie.Powinnam wtedy zgłosić się na terapię,lecz uważałam że nie mam problemu.Im bardziej on szedł do przodu to ja widziałam większą przepaść między nami.Ciągle żyłam starymi schematami,wypominałam mu to co robił w przeszłości nie zajęłam się sobą dalej go kontrolowałam byłam zazdrosna o wszystko domagałąm się coraz większej uwagi.Codziennie wymyślałam jakiś problem jakąś jazdę żebym mu zrobić.Nie robiłam tego świadomie nie chciałam go krzywdzić.Nie umaiłam również okazywać mu czułości oboje mieliśmy z tym problem.Rok temu zapytałam się go czemu nie mówi że mnie kocha odp że on nie wie co to w ogóle jest ze jestem pierwszą dziewczyną z która ma trzeźwą relację ze dopiero się tego uczy.Byłam na terapii rok emu właśnie ale znowu zajmowałam się alkoholikami a nie sobą.Mój chłopak zaczął wątpić w nasza relację,przez to nawet pracy nie mogłam znaleźć.Powiedział, że nie jestem wyrozumiała i nie samodzielna.Jednak zawsze miał do mnie cierpliwość wiem ,ze tęsknił za mną przywiązał się ja tez z resztą,Na początku tego roku przesadziłam,Czytałam jego dzienniczek uczuć już wcześniej bardzo źle się z tym czuję i przyznałam się do tego.Była bardzo zły,ale mi wybaczył.Ostatnie miesiące 2 były bardzo napięte.Potrafiłam codziennie doprowadzać go do szału.Sama nie mogłam wytrzymać ze sobą zapisałam się na terapie ale musiałam jeszcze czekać bo nie było miejsc.Mój chłopak nie wierzy mi ze idą tam dla siebie tylko dla niego.któregoś razu tak się pokłóciliśmy ze postanowił jechać do siebie do domu sam(bo mieszkaliśmy u mnie) bo ...musi pobyć sam ze sobą.od pocąatku związku mieszkaliśmy razem po terapii również i powiedział że powinien zrobić to już roku temu że ciągle siedzimy razem.Chce pobyć sam ze sobą i już.Kiedy wrócił był dla mnie bardzo miły i taki inny ale zaraz znowu poczułam taki dystans.W końcu poszłam na terapie ale tam gdzie on bo było blisko,on myślał chyba że chce go śledzić czy co.pytał się co mi powiedzilei a ja żę komunikacji między nami.a on sie wkurzył ze mam się zająć sobą a nie znowu nim.Wiem ,że byłąm mu bardzo bliska a potem powiedział mi że się wyprowadza.Wcześniej jak były kłótnie mówił o przerwię żębyśmy sobie zrobili że nam to dobrze zrobi.ale wiedział chyba żę będę nachalna.Pwoiedział ze on tego nie widzi,że potrezbuje wyciszenia a ja mu tego nie umożliwiam,działam na niego destrukcyjnie i psuje wzytsko i że nie może być z kimś jak on robi 2 kroki w przód a ja 1 w przód i 2 do tyłu.Mówił że jemu też jest ciężko ale ma grupę wsparcia i oni mu pomagają że tez mu jest ciężko z tą decyzją. bo to dla niego był ważny zwiążek.pwoeidział że mam się wziąźć za siebie i poukladac swoje sprawy i on tez bo ma problem i jest poważnie chory ze ma teraz poważne problemy jakieś (z synem)ze musi myslec o sobie w tym momencie.może za soba zatesknimy powiedział ale potrzebuje spokoju i czasu.Jeżeli chce byc z nim to musze nauczyc sie byc sama ze soba.Bardzo to przezyłąm.Minał miesiąć i dalej jest mi z tym źle chodzę na terapię ale strasznie za nim tęsknię chciałabym żeby to się udało za jkis czas ale on się nie odzywa do mnie od początku.Przyjechał za parę dni i oddał mi moją bluzę i kapcie nie było mnie przy tym ale się pyatł o mnie.pwoeidział ze nie mogł mnie zostwaić wczesniej bo było mu bardzo trudno.Nie umiem sobie z tym poradzić


  PRZEJDŹ NA FORUM