Przepraszam, ale muszę na wstępie wyjaśnić kwestię, w świetle której to, co piszę nabierze sensu. Otóż Matka Natura, tworząc mnie, nie zaopatrzyła mnie w pewne "funkcje". Nie istnieją w moim mózgu takie cechy jak nienawiść, zazdrość, dyskryminacja ze względu na orientację seksualną itd, oraz wyrzuty sumienia, jeśli chodzi o zdradę partnera. Bardzo dużo wiem na temat tego, czemu ludzie się rozstają i zdradzają = pod kontem antropologicznym i cech atawistycznych, więc nie są to brednie. Dlatego jedno mogę powiedzieć na pewno: JEŚLI KOCHASZ SWOJEGO FACETA NIGDY W ŻYCIU NIE MÓW MU O ZDRADZIE. Mówienie to najżałośniejszy błąd, jaki popełniają miliony idiotek: nie chcę cię krzywdzić, więc mówię. Równie dobrze można by powiedzieć: nie chcę ci urwać nogi, więc ją urywam. NIE MASZ POWODU MIEĆ WYRZUTÓW SUMIENIA, SKORO ON NIC NIE WIE. Co innego, gdy ranisz kogoś, kto zdaje sobie z tego sprawę - wtedy wyrzuty sumienia nasuwają się same. A teraz inna sprawa - nie rozumiem Waszej relacji - nie rozumiem, jak godzisz się na taki terror psychiczny. Uciekłabym na Twoim miejscu już dawno, ale skoro dorobiłaś się z nim dwojga dzieci, to albo (przepraszam, bywam niemiła i bezpośrednia) nie było Was stać na gumki i teraz plujesz sobie w brodę, albo masz syndrom ofiary i dobrze Ci tylko wtedy, gdy jest Ci bardzo źle. Tak czy siak - zdrada jest tu czymś normalnym: po pierwsze jesteś młoda i i tak będziesz jeszcze szaleć z innymi facetami, a po drugie - każda kobieta chciałaby choć na pięć minut poczuć się kobietą w ramionach faceta, a nie ofiarą w ramionach psychicznego tyrana. |