uzalezniony i współuzalezniona
Witaj Alu. Zapewne oczekujesz historii mężczyzn i kobiet, którzy (wedle obowiązujących standardów) zaczęli pić jako dorośli, zruinowali rodzinę porozwodzili się, a ich dzieci wylądowały pod "opieką" spychologów... przepraszam - psychologów. Weź pod uwagę, że istnieją też przypadki, które (według obowiązujących standardów) nie istnieją. Oto własnie taki:
wiek: 32,
wykształcenie wyższe (podwójne),
panna w stałym związku.
Aktualna sytuacja życiowa: pracuję jako dzienikarka, kończę zaocznie drugi kierunek studiów - dziennikarstwo.
Problemy rodzinne istniały przez jakieś 5 lat, czyli czas, gdy walczłam z nałogiem. Problem, usiłując ratować mnie konwencjonalnymi metodami, miała moja mama - była w rozpaczy. Przez pierwsze 10 lat mojego picia nikt nie miał pojęcia o problemie. Zaczęłam regularnie pić alkohol mając 12 lat, a codziennie - mając 16. Nikt nie miał pojęcia - tak skończyłam szkołę i studia. Da się.
Aktualnie rodzina nie może wyjść z podziwu, że nie piję, nie chodze na stypy AA i działam na rzecz uświadomienia alkholikom, że terapie pod hasłem "jesteś alkoholikiem, więc na pewno miałeś próby samobójcze i leżałeś w rynsztoku, więc powierz swoje życie bogu" prowadzą donikąd.
Stres spowodowany chorobą alkoholową zaczął się, gdy uświadomiłam sobie, że bez picia umrę, a nie mam już za co pić. Błędne koło, brak chęci do życia bez picia i takie tam. To niestety ma każdy na pewnym etapie prób skończenia z nałogiem, który przez wiele lat był wygodny, a nawet przyjemny, a potem doprowadził do ataków padaczki i delirium tremens.
Dzieci nie było, na szczęście wesoły
Poczucie własnej wartości zawsze miałam wysokie, nawet pijąc wódkę z gwinta w toalecie centrum handlowego.
Kontakty interpersonalne bez zarzutu, niestety przez lata picia bywałam mitomanką, zatem podśmiewano się ze mnie.
Podjęcie próby poprawy sytuacji rodzinnej było jednorazowe, w pełni udane w momencie, gdy przestałam pić.
Pomocy starano się udzielic mi w tzw ośrodkach terapii uzaleznień. Nie pojmowano, że nie mam problemów poza głodem alkoholowym, że nie potrzebuję zmiany priorytetów, osobowości, zwyczajów. Ja tylko nie chcę chcieć pić. Byłam szykanowana za kłamstwa, poniżana przez "terapeutów" (jak nie opiszesz swoich przeżyć tak, jak my sie spodziewamy i jak uważamy, że jest, to wylecisz z terapii, nie mogłas pić jako dziecko, bo dzis nie wyglądałabyś tak, jak wyglądasz, a tak w ogóle nie wyglądasz na alkoholiczkę itd).
Prawdziwa pomoc nadeszła dzięki konwencjonalnej hipnozie. pewien lekarz medycyny, który od lat działa w Polsce, pozbawił mnie jedynego problemu - głodu alkoholowego. Nastąpiło to w ciągu jednego dnia, bez 12 kroków i robienia z siebie idiotki.
To tyle. Zakładam, że i tym razem spotkam się z brakiem wiary i byc może wyśmianiem. Czego innego Cię uczą i będą uczyć.
Pozdrawiam,
Martana.



  PRZEJDŹ NA FORUM