SKOMPLIKOWANA ZNAJOMOŚĆ, ZWIĄZEK, I TRAGICZNY KONIEC.. POMOCY!
proszę o rady i opinie... : /
Witajcie wesoły
Będę wdzięczna jeśli komuś zechce się przeczytać to co napiszę - a historia może brzmieć trochę jak w telenoweli. Postaram się to streścić:

Poznałam chłopaka [nazwę go R ;> ] 6 lat temu. On miał wtedy dziewczynę ja nie miałam nikogo, i nie chciałam. Jakoś coś nas jednak ciągnęło do siebie, ale wiadomo, nic się nie rozwijało.
Po dwóch latach "sporadycznego" kontaktu [krótkie, i rzadkie nic nie znaczące smsy] zaczęliśmy się spotykać w większej grupie znajomych, mieliśmy kilka tzw "domówek" . Na jednej z nich R mnie pocałował [miał dziewczynę!], dużo mi się zwierzał itp.. Po tym czasie nasz kontakt był częstszy, R często do mnie dzwonił, żalił się, opowiadał o sobie, pisał do mnie. Spotykaliśmy się nadal wśród znajomych ale nic nie było. Później dziewczyna R z nim zerwała. On bardzo to przeżył ponieważ ona go zdradziła, i to kilka razy, a ona była jego tzw "pierwszą miłością". Później [jakieś pół roku po ich zerwaniu] ja znalazłam chłopaka, on nową dziewczynę. Potem nie mieliśmy nikogo i na imprezach często się całowaliśmy i przytulaliśmy, dużo rozmawialiśmy ale nic więcej.
Czyli ogólnie mówiąc taka "moda na sukces". w tamtym roku, pod koniec mieliśmy naprawdę dobry kontakt, widziałam że R chciałby czegoś więcej jednak ja nie chciałam i traktowałam go jak zawsze - jak dobrego kolegę. Jednak doszło do następnej sytuacji gdzie na imprezie sie całowaliśmy i później mieliśmy kontakt już codziennie, zaprosiłam R na wesele, poszedł ze mną, bawiliśmy się świetnie, dużo mówił mi rzeczy takich ze chciałby ze mną być, że jestem cudowną kobietą, i ma nadzieje ze będziemy razem.
Przez następne 4 miesiące po weselu spotykaliśmy się już jako coś więcej niż koledzy, i po tych 4 miesiącach postanowiliśmy być razem. R mówił mi że się we mnie zakochał itp itd.
Przespaliśmy się ze sobą po 2ch tygodniach. Było cudownie, potem dużo rozmawialiśmy, i powiedział mi że mnie naprawdę pokochał.
Przez następne 3 tygodnie naszego związku było sielankowo :p czyli tak jak być powinno.
Jednak R przynajmniej 2, 3 razy mówił że nie wie czy on jest dla mnie odpowiedni, ze przecież nie może mi wiele dać itd..[ma problemy osobiste i finansowo tez nie jest niezależny]. Jednak mówiłam ze wszystko bedzie dobrze. Później mieliśmy lekkie spiny [moje fochy przede wszystkim], i nasze stosunki sie ochłodziły. Po 2 miesiącach związku R oświadczył mi że on nie chce mnie oszukiwać, że nie wie juz teraz co do mnie czuje i ze potrzebuje czasu. Przestał do mnie pisać, i w ogóle nie chciał się spotkać tłumacząc to "brakiem czasu". Spotkaliśmy się tylko jeszcze raz na imprezie [dużo wypiłam] i było znowu tak jak byśmy byli parą , jednak coś mi odstrzeliło i zaczęłam do wyzywać itp itd, [wiadomo, % źle wpływają na myslenie ;/ ]. Było mi z tym bardzo źle, przepraszałam go tego samego wieczoru i następnego dnia rano jednak on nie chciał słuchać i chciał zebym dała mu spokój. Wiec odpuściłam.
No i teraz dochodzę do PUENTY tej historii - gdy jego złość już lekko opadła, normalnie już rozmawialiśmy tak jakbyśmy juz wrócili do etapu "koleżeństwa". Jednak jakoś tydzień temu od naszego wspólnego kolegi usłyszałam że mój drogi R, [[któremu tak ufałam, i myślałam że się nie zawiodę]] mówił o mnie że "nic dla niego nie znaczyłam" że "znudziłam mu się" ponieważ przespałam się z nim po 2 tygodniach oficjalnego związku i że jedyną jego miłością była tamta dziewczyna która go zdradziła i zostawiła. R oczywiście uważa że nic takiego nie mówił, jednak nie próbował mnie długo przekonać żebym uwierzyła i po kilku smsach rzucił "myśl co chcesz".

I TERAZ PYTANIE : CO MYŚLEĆ? CO ROBIĆ?
ODPUŚCIĆ CAŁKOWICIE? Strasznie ciężko mi przyjąć do wiadomości ze ktos kogo znam 6 lat, ktoś tak bliski, mógłby sie zachować w stosunku do mnie w tak bezczelny sposób. Dlatego proszę o chłodne opinie i rady osób trzecich.. Dziękuję z góry. wesoły

PS. Dodam że mamy 21 lat, oboje.


  PRZEJDŹ NA FORUM