Nie potrafię tak żyć, chcę się zabić...
Witajcie, mam prawie 17 lat. Piszę tu z nadzieją, że mi pomożecie (choć długo się wahałam). Ponad rok temu poznałam chłopaka (G.). Na początku były "zaloty" jak to u każdego, potem coś się zepsuło. Od początku wiedziałam, że jest na wszystko obojętny, wyjściem z problemu są dla niego imprezy, zielsko. Brnęłam w to dalej. Znalazł sobie dziewczynę. Prawie straciliśmy kontakt, ale nadal to On pisał/dzwonił. Zostawił ją, znowu było tak jak kiedyś. Potem była kolejna i od początku wszystko. Miałam tego dość, ale nie potrafiłam odejść, zostawić Go samego. Znowu zaczęliśmy się spotykać. Od roku jest pomiędzy nami chemia (przez ten cały czas). Ostatnio urwałam z Nim kontakt, aby sprawdzić czy się przejmie. Dzwonił, pisał - zatęsknił. Oboje wiemy, że to jest chora relacja, ale dalej w to brniemy. On ma mnie czasem gdzieś, imprezuje. Jest bardzo specyficzny. Ja się o Niego martwię, nie śpię po nocach, kiedyś się cięłam, bo otwarcie mówił mi, że nic z tego, z resztą, miał dziewczynę. Teraz jesteśmy na etapie pomiędzy przyjaciółmi, a parą. Oboje wiemy, że Nas do siebie ciągnie, ale komplikujemy sobie życie. Jestem na siebie zła, wręcz wściekła. Jak jest dla mnie obojętny mam ochotę skoczyć z okna. Nie raz prawie podcięłam sobie żyły. On o niczym nie wie. Ja nienawidzę swojego ciała, On je uwielbia. Czasem już po prostu nie mam siły wstać rano. Nie mam dla kogo, nie mam po co. Wiem, że Jemu tak nie zależy mimo tego, że zachowujemy się jak para i to poważna. Zaryzykowaliśmy, oboje świadomie. Nadal nie wiem kim dla Niego jestem. Może dla osób trzecich wyda się to głupie i szczeniackie, może nie da się tego tak zrozumieć, ale mimo wszystko napisałam, zaryzykowałam. Zaryzykowałam, bo się boję o siebie, o Niego i o swoich bliskich. Chcę to zakończyć, ale nie potrafię, po prostu nie umiem, Jest dla mnie całym światem, nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Kocham Go. Bardzo proszę o pomoc...


  PRZEJDŹ NA FORUM