Meg powinnaś skorzystać z porady terapeuty. Ja przechodziłam "wieszanie się" mojego męża już... x (tyle razy chciał to zrobić , że nawet nie potrafię tego zliczyć) razy. Mój teść - też "wieszał się" kilka dobrych razy, dziadek mojego męża też "wieszał się" parę razy. "Wieszał się " piszę w cudzysłowiu , bo z tego co zauważyłam jest to zwykła gra na emocjach. Może brzmi to okrutnie i zimno ale taka jest prawda . Owszem niektórzy rzeczywiście robią "to" ale zanim uda im się przejść na "drugą stronę " to mija przechodzą dużo razy przez to "wieszanie się , podcinanie sobie żył itd.....". A najsmutniejsze je4st to , że kiedy przestałam reagować na "idę się powieszę"- mój mąż obraził się na mnie, ba! nawet doszedł do wniosku , że życzę mu śmierci ! I przestał "wieszać się". Jednak zanim przestał pić , musiałam jeszcze wyprowadzić się z dziećmi z domu kilka razy, szukać go po melinach, znieść KILKA! upokorzeń.........POSZEDŁ NA TERAPIĘ! Ja także poszłam na terapię, miałam indywidualne spotkania z terapeutką, Al-anon- był mi wielkim oparciem. On nadal przechodzi terapię- kolejny etap, od 2 lat nie pił. Mój błąd? Pomyślałam -jest już dobrze, więc nie potrzebuję wsparcia z zewnątrz! Myliłam się, nie radzę sobie z emocjami, popadam ze skrajnych uczuć w inne skrajne uczucia! Zbyt szybko pomyślałam , że jestem silna! Jutro idę do swojej terapeutki. Nie mogę doczekać się tego spotkania, lubię mówić do niej. |