Witam wszystkich Przeczytałam uważnie wszystkie posty. Dwa miesiące temu powiedziałam mężowi dość. Zastanawiam się ile trzeba znieść upokorzeń zanim się pęknie i postawi sprawy na ostrzu noża i wytrwa konsekwentnie w podjętej decyzji. Mi zajęło to 13 lat. Jestem żoną alkoholika. Nadal kocham męża i nie wyobrażam sobie życia z innym mężczyzną, ale jeżeli on nie podejmie leczenia, wolę żyć sama, aby móc koncentrować się na dzieciach i na sobie. Trzeba zrozumieć słowa „ lepiej pozwolić na cierpienie niż na śmierć”. Długo zajęło mi zrozumienie czym jest „mądra, twarda miłość”. Macie absolutną rację – trzeba postawić na siebie, trzeba siebie ratować. Dom, rodzina jest szczęśliwa jeżeli ludzie wypełniający ją są szczęśliwi. Piszecie o manipulacjach... Nie widziałam tego wcześniej, nie widziałam jak bardzo jestem uzależniona od nastrojów i humorów męża, jak bardzo przez te wszystkie lata koncentrowałam się na jego stanach emocjonalnych, na piciu, zapominając że podświadomie wszystkie nasze lęki przechodzą na dzieci i to one najbardziej cierpią. Dziś wiem, że jestem współuzależniona i to bardzo. Jestem bardzo silną kobietą, silną psychicznie ale branie na barki całego ciężaru wychowania trójki dzieci i sprostania wszystkiemu w sposób perfekcyjny może przeciążyć nawet największego siłacza. Jak wiele z nas jest „matkami Polkami”. Ja byłam. Pisze w czasie przeszłym, bo dziś wiem, że to ślepa uliczka. Jestem na etapie podjęcia decyzji o pójściu na terapię. Jestem z tych, co radzą sobie same. Bilans. -zaawansowana nerwica, brak cierpliwości, nadmierna wrzaskliwość i totalny brak ufności. Do tego po prostu opadłam z sił. Trzymam rekę na telefonie, żeby zadzwonić i umówić się. Dlaczego nie mogę tego zrobić? |