Wygląda to tak: za każdym razem gdy jakiś sympatyczny chłopak zawróci mi w głowie gdy coś zaczyna iskrzyć, zaczynam się czuć niepewnie i ... rezygnuję Czy to dlatego, że mam naturę zdobywcy? A może boję się zaangażowania, stałego związku? Może wolę mężczyzn trudniejszych do zdobycia? Czego się boję? Nie chce ciągle czekać. Narzekam że nie mogę z nikim być a jest to zupełnie moja wina Nie radzę sobie z tym... Może czekam na prawdziwą miłość? Tłumaczę sobie moje zachowanie na różne sposoby, ale nic nie tłumaczy mojego durnego zachowania...POMOCY!!!! |