Oszukana. Wiem, jak ciężko pogodzić się z faktem, że oczekiwania i nadzieje legły w gruzach.Mój mąż podejmował z mojej inicjatywy podejmował wiele prób leczenia. Jego najdłuższa abstynencja wyniosła rok i 3 miesiące, były jeszcze cztery po pól roku. Za każdym razem jednak, jego powrót do picia przyjmowałam jak grom z jasnego nieba. Walił mi się świat, wpadałam w poczucie beznadziei. Może inaczej było ostatnim razem, moja wiara nie była już taka bezgraniczna, poza tym po jego zachowaniu wyczułam, ze kryzys nadchodzi. Ale nic nie mogłam zrobić. Teraz wiem, że moje starania, namowy i pomoc zawsze będą nieskuteczne, bo wnim nie ma potrzeby leczenia. Teraz nie namawiam, zgłosiłam go do gminnej komisji i czekam na efekt. Czekałam na jego wytrzeźwienie prawie całe nasze wspólne życie, poczekam jeszcze trochę. Nie wytrzeźwieje, odejdę. Nie szukaj winy w sobie, nie odeszłaś wtedy, bo nie byłaś na to gotowa. Głowa do góry, szkoda naszych łez, one i tak ich nie wzruszają, nie rozumieją cierpienia bliskich. Pozdrawiam. |