Współuzależnienie |
Witam Troszkę tutaj nie pisałam ale czytam codziennie. U mnie w związku (odpukać) jak narazie czysto. 35 dni bez narkotyków. Mój ojciec za to znów przyszedł przed wczoraj pijany jak świnia. Oczywiście przewrócił się na środku przedpokoju. A ja nie wytrzymyłam i stojąc nad nim ryknełam: i dobrze alkoholiku leż se ile wlezie! Do tego ma kochanke. Piją sobie w najlepsze. Ojciec pił odkąd pamiętam. Dlatego mam predyspozycje do wchodzenia w takie związki. Ale martwi mnie co innego. W sumie to od tego dnia co ojciec znów się schlał. Zaczęłam się zastanawiać nad swoim związkiem. Czy ja napewno chce być z tym człowiekiem. Najgorsze jest to, że te myśli są teraz - teraz gdy on jest czysty i widzę że się stara. Tak sobie myślę, czy nie jest tak, ze uzależnieni tak nam zatruwają życie, że w pewnym momencie może nawet przestajemy kochać. Może te krzywdy, które nam wyrządzają siedzą tak głęboko. A może to terapia daje mi teraz do myślenia? Sama nie wiem po co to piszę. Chyba tylko po to, bo potrzebuję się wygadać. A wiem, ze tutaj nikt mnie nie zgani. Łzy same cisną się do oczu. Jak widzę się z K. to staram się byc uśmiechnięta, szczęśliwa. Często tak jest. Ale coraz częściej w tych momentach chce mi się krzyczeć. A może to oznaki, że przestaje mi na tym wszystkim zależeć. Nie wiem co myśleć. Mam mętlik w głowie. Pozdrawiam suzi |