Chcę przestać pić |
Dzięki, ja wiem że największą krzywdę wyrządzam sobie, ale nie zawsze to widzę, widzisz ja od zawsze miałam niskie poczucie wartości, zawsze miałam jakieś skłonności do samodestrukcji i akurat krzywdzenie siebie przychodzi mi dość łatwo, mam takie okresy gdy prawie nie piję ale przychodzą takie okresy że ogólnie mam gorsze samopoczucie, czuję się zdołowana, nic nie warta, nie mam tej energi do działania, do pracy i wtedy bardzo łatwo ulegam nadmiernemu piciu, teraz właśnie jesień tego roku była jakaś taka ciężka dla mnie, i znów się z tym piciem trochę rozbujałam, dlatego w tej chwili staram się opanować sytuację. Ja już sporo wiem o sobie w kontekście alkoholu, jak reaguje co powoduje największe ryzyko utraty kontroli, piszę tu też głównie po to żeby się zmotywować i żeby tak trochę spojrzeć z boku na siebie, ocenić sytuację, jak czytam wpis z wczoraj to też trochę inaczej widzę pewne rzeczy. Majeczko, a czy zeby iść na takie leczenie zamknięte to trzeba spełniać jakieś kryteria? Bo jak słyszę "ośrodek zamknięty" to wydaje mi się że jestem "za mało" alkoholiczką, że tam będą sami ludzie z marginesu z delirium termens, nie ujmując nic "ludziom z marginesu" bo wiem że w swojej bezradności wobec nałogu wszyscy jesteśmy równi, nie ma znaczenia wykształcenie, pieniądze, a sama w młodości często prowadziłam życie kloszarda i poznałam wielu ludzi teraz na marginesie a kiedyś mieli rodziny, firmy, normalne życie, zazwyczaj przez alkohol znaleźli się w takiej sytuacji. Ja i tak się w miarę "ogarnęłam" teraz już kilku lat nie zdarzyło mi się pić kilka dni pod rząd, a kiedyś się zdarzało, teraz choć obudzę się ze strasznym kacem to mówie sobie wytrzymam, dobrze mi tak, głupia byłam to teraz się męcz, choc wiem jaką ulgę przynosi wtedy wypicie piwka, ale zbyt duże jest ryzyko ze wtedy skuszę się na drugie a potem to już może się zdarzyć wszystko. Zresztą kac po jednodniowym wyskoku jest niczym w porównaniu z kacem po kilku dniach picia, a zdarzało mi się kiedyś doprowadzić się do stanu ze potem z dwie doby nie spałam, serce mi kołatało potwornie, bałam się oczu zamynąć bo majaki jakieś i głosy mnie męczyły, teraz jak tylko pojawiła się np. wczoraj myśl żeby się "poratować" piwkiem to przypomniałam sobie takie stany i stwierdziłam że nie mogę się do tego doprowadzić już nigdy. Jakieś 7 lat temu był ostatni taki ostry wyskok, świętowaliśmy coś ze znajomymi i właśnie przez ratowanie się dnia następnego klinem sytuacja wyknęła się spod kontroli do tego stopnia że piliśmy 5 dni, przepiliśmy pieniądze odłożone na czynsz, jak pieniądze się skończyły, to znajomi z tż postanowili pojechać do kogoś chyba pożyczyć pieniądze, ja byłam wtedy nieprzytomna więc nie pojechałam z nimi, a że miewałam wcześniej będąc pod wpływem alkoholu różne dziwne akcje ze potrafiłam gdzieś pójść to oni mnie zamknęli na klucz w mieszkaniu od zewnątrz, moja matka postanowiła mnie odwiedzić zanipokojona tym, ze od kilku dni się nie odzywam, pukała do drzwi a ja półprzytomna szłam do drzwi przewracając butelki, które stały wszedzie, i mówie jej przez drzwi ze nie mam klucza i nie mogę jej otworzyć, co było zresztą prawdą, a mama myślała ze specjalnie nie chcę otworzyć bo pijana jestem co też było prawdą, tamta sytuacja była dla mnie bardzo upokarzająca, straszna, była wtedy dla mnie wstrząsem, ze na tak dlugo i tak bardzo straciłam kontrolę nad wszystkim, że doprowadziłam się do takiego stanu, potem dwa dni trwało zanim się choć fizycznie doprowadziłam do normalności, i wtedy razem z tż podjęliśmy próbę zerwania z tym i prawie rok czasu nie tykaliśmy alkoholu, był to piękny czas bo więcej czasu i energi mieliśmy na swoje pasje oboje dużo dokonaliśmy na innych polach, a potem jakoś tak już było dobrze, i tu troszkę, tu troszkę, i tak się toczyło kolejne lata raz lepiej raz gorzej, właśnie w ostatnim czasie widzę że coraz bardziej tracę kontrolę, to że narzygałam w windzie trochę mną wstrząsnęło, to przecież nie jest normalne, że wybrałam się na spotkanie towarzyskie, a w efekcie nie pamiętam końcówki imprezy, koleżanka podobno zakładała mi kurtkę i czapkę i wprowadzała do taksówki, a mój facet chciał isć po kolejna flaszkę, nawet nie widział w jakim jestem stanie. W windzie posprzątał portier i teraz jest mi wstyd wychodzić i wchodzić wejściem do klatki, garażem wychodzę, straszny wstyd |