Wiem...myśl o tym co z tym zrobić jest właściwie moją obsesją, nie opuszcza mnie...jestem tym tak zmęczona...to takie związanie/uwiązanie...zbliżam się do 30tki, chciałabym wreszcie zrobić coś ze swoim życiem, a mam świadomość, że w naszym przypadku np dziecko to byłoby nieszczęście już nie dla 2, ale 3 osób...także jestem zupełnie zablokowana, a takie życie po nic, bez celu, robi sie trochę przykre...porównuje się ciągle do szcześliwych koleżanek, zazdroszczę im zaradnych facetów, chociaż fakt faktem, że zawsze szukałam sobie takiego faceta z problemami i zawsze na takich właśnie trafiałam...chcę coś zrobić, a potem przychodzi czas spokoju, kiedy jest między nami dobrze i decyzję odkładam, mówiąc sobie że może nie jest tak źle...Ten ciągły dualizm: kiedy nie pije jest człowiekiem, którego cenię, świetnie się rozumiemy, tak samo patrzymy na świat, podziwiam go za to, że nigdy nie narzeka, nie wyżywa się na innych...kiedy pije, jawnie nim gardzę, posuwam się nawet czasem do otwartej agresji, potem żałuję, przepraszam, bo robi mi się go żal...Nie mogę się przemóc, zeby pojść do poradni (on ciągle próbował już 3 razy, ale nie wyszło), odkładam to na czas kiedy będę miała pieniądze na prywatną terapię...Dlaczego wiążemy się z uzależnionymi? |