Współuzależnienie
Witam Was dziewczyny!!!! W pierwszych słowach chcę abyś Oliwio przyjęła ode mnie najszczersze kondolencje. Otwierając naszą stronę rzuciła mi się w oczy Twoja wypowiedź "dziś mija miesiąc od śmierci mojego męża...". Zamurowało mnie! Poczułam jak okropny dreszcz przeszywa moje ciało... bardzo Ci współczuję, bo wiem , że choć marzymy o tym aby umieć żyć bez alkoholika, żeby wymazać go z naszego życia (jeśli on nadal pije) to gdy tylko poczujemy jego brak jest nam ciężko, czujemy się takie zagubione, bo kto będzie teraz pokaże nam co dalej...co mamy robić...?????
Co u mnie? Szykuję się do egzaminu zawodowego z administracji. Fajne jest to, że odkryłam w sobie to, że jeśli chcę to potrafię i wiele rzeczy mi się udaje. Zawsze myślałam , ze jestem totalnym niewypałem i nieudacznikiem (jestem "ponoć" DDA- tak twierdzi moja terapeutka, a ja sądzę , że jestem skaleczona przez mamę , która za swoje niepowodzenia życiowe obarczała mnie...i takie tam jeszcze ...)a tu okazało się , że jestem jedną z najpilniejszych "uczennic" ( mam 30 lat, więc słowo uczennica przy takiej cyferce fajnie pan zielony brzmi). Zarażam innych swoim dobrym humorem. Ale jest też druga strona medalupłacze mój mąż kilka razy miał jakiś dziwny atak w nocy. Dusił się , serce też pracowało nierówno , raz bardzo szybko a zaraz puls był prawie niewyczuwalny...pot, strach...-okazało się , że to nerwica lękowa.Psychiatra przepisał mu leki i poinformował, ze każdy taki atak może skończyć się ...śmiercią. Jak się czułam? Różnie. Raz żal , smutek, współczucie a zaraz gniew , złość...poczytałam trochę na ten temat, zastosowałam się do rad jakie tam znalazłam. Opowiedziałam też o tym mężowi. Wychodzę z założenia, że im więcej wiemy na dany temat tym jest nam łatwiej- jeśli oczywiście staramy odnaleźć się w tym wszystkim. Ataki minęły, ale skierowanie na psychiatryk jest- nerwica lękowa-terapia (pewnie i tak nie pójdzie).
Pojawił się nowy problem. Nasz starszy syn zaczął uzewnętrzniać swoje problemy. Problemy z samym sobą. Brak poczucia własnej wartości - to chyba jest najbardziej widoczne! On ma dopiero 9 lat a jak popatrzę jak bardzo go skrzywdziliśmy....mąż pił -ja byłam wściekła; mąż nie pił -ja uwielbiałam męża....zapominając o SYNU..............czuję w środku złość na siebie, żal, ale wiem , że to nic nie da , jedyne co mogę teraz zrobić to pomóc synowi a nie użalać się nad sobą.
Zaczęliśmy od rozmowy, potem dołączyliśmy wspólne spędzanie czasu. Najgorsze jest to , że bardzo ciężko jest mi go teraz przytulić. Jakbym się go bała, wstydziła za swoje zachowanie. Wczoraj wieczorem unikał mnie , mało mówił. Pocałowałam go jak zawsze do snu i...powiedziałam mu, ze go kocham (nie pamiętam kiedy ostatni raz o tym mu mówiłam). Dziś rano zaczął rozmawiać ze mną o sobie. Wiem , że to dopiero wierzchołek góry ale cieszę się , że w końcu to dostrzegłam, że zaczęliśmy razem z mężem widzieć naszego syna nie tylko jako dziecko-osobę w naszym domu.
Ups chyba sie rozpisałam ale uwierzcie mi, skróciłam to jak tylko mogłam...
Pozdrawiam Was gorąco !!!


  PRZEJDŹ NA FORUM