Współuzależnienie |
Jesteśmy jak te żaby, które same idą w stronę węża.Są zahipnotyzowane (przez węża). Idą na śmierć wydając przy tym przeraźliwy pisk rozpaczy. Wiedzą,że zginą a jednak idą. Moim zdaniem "dziewczyny uciekajcie..." jest nietrafioną poradą. Ciałem można uciec prawie wszędzie ale to co mamy w duszy i psychice....-to zostanie. I co z tego,że uciekniemy? Zmienimy tylko miejsce naszego bytu. Owszem, może przez jakiś czas będziemy czuły się dobrze, ale przyjdzie najpierw jedna taka chwila gdy zaczną odzywać się w nas pewne obawy, potem dołączą do niej pozostałe objawy choroby jaką jest współuzależnienie. I nie piszę tego żeby się wymądrzać. Ja po prostu swoje miejsce bytu zmieniałam kilkanaście a może i kilkadziesiąt razy. Najpierw była euforia. Jestem wolna, zaczynam życie na nowo. potem strach, "ale czy ja dam radę?" Później zmęczenie....i powrót na "stare śmieci". Co jest teraz? Jestem z mężem. Leczymy się. Jest lepiej. O niebo lepiej. Tylko z tą małą zależnością od tego czy chcemy aby dalej było dobrze , czy nie? Mój mąż się leczy. Ja znowu przerwałam, bo szkoda czasu...bo jest ok....bo co? cały czas mam chodzić na terapię?! Czytam Wasze posty, swoje też, i w nich odnalazłam tak banalną odpowiedź na swoje pytania. Leczyć się ! Zacząć terapię i SKOŃCZYĆ JĄ!!!! Przejść całą w połączeniu z Al-Anon, indywidualnymi spotkaniami z terapeutą. A jeśli ktoś powie- "tak , dobrze jest się mądrzyć kiedy mąż się leczy" to przypominam , że swoje leczenie zaczęłam przy ostatniej zmianie miejsca zamieszkania- a dosłownie od momentu jak po raz n-ty uciekłam od niego. A leczenie zdrowienie połączyło nas. I gdybym jednak została sama z dziećmi to i tak leczyłabym się. Tylko pewnie dłużej trwałaby moja droga ...ale warto jest pamiętać o sobie!!! Każda z nas jest jedyną niepowtarzalną istotą. Każdy z nas na starcie życia jest jak ta biała kartka i to od nas samych zależy jak będzie ona zapisana, co w niej będzie...i czy na pewno chcemy aby ktoś bazgrał na niej jak mamy żyć????? Pozdrawiam i życzę pogody ducha! |