Witam Was wszystkie razem i oddzielnie. Pisałam tu kiedyś, potem zaprzestałam,śledzę jednak na bieżąco Wasze sprawy, moja jest podobna, ale nie potrafię jeszcze o tym mówić. Uczęszczam na terapię już dawno, ale oddziaływanie w moim przypadku dość słabe. Nadal tkwię u boku alkoholika, który niszczy mi życie. Straciłam poczucie sensu jakiegokolwiek działania, w każdej sytuacji towarzyszy mi lęk, gdy idę do pracy (bo może spalić dom), gdy wracam z pracy (bo może leży nieprzytomny lub popełnił samobójstwo, którym mnie co i rusz straszy)gdy jestem w domu (bo wychodzi i wraca coraz bardziej pijany bełkocząc przekleństwa). Mimo terapii nie potrafię jeszcze sobie radzić z tym lękiem, przytłacza mnie on i odbiera radość z powodu innych spraw. Poza strachem nieustannie towarzyszy mi poczucie wstydu i choć wiem, ze to nie ja powinnam się wstydzić, gdyż nie robię niczego niewłaściwego, nie potrafię nad tym zapanować. Ograniczyłam do minimum wyjścia z domu w obawie, żeby się na niego nie natknąć, chore to, prawda? Myślałam, że z czasem się jakoś uodpornię, jednak jest coraz gorzej.Piszę, wierząc, że wesprzecie mnie duchowo. Potrzebuję tego. Pozdrawiam serdecznie |