Współuzależnienie
Smutna, dziękuję za odzew. Powiem szczerze, moja narzeczona zrobiła tak, że trzyma mnie na dystans. Nie ma sensu z Nią negocjować, jest twarda jak stal i zimna jak głaz - ma wsparcie terapeuty, który jej tak doradził i grupy - nie wygram z nimi wszystkimi. Mieszkamy osobno, kontakt mamy sporadycznie, telefoniczny i to też jak zaczynam pijackie nakrętki, to narzeczona się rozłącza, bezceremonialnie, to ja mam ochłonąć, uspokoić się i ewentualnie zadzwonić potem. Postawiła mi ultimatum: wolę być starą panną, niż żoną alkoholika (w domyśle czynnego alko). Jednym zdaniem: najpierw leczenie, potem wspólna przyszłość - tak mówi. I powiem tak, nienawidzę Jej za to, że tak zrobiła, że pozbawiła mnie komfortu picia i przestała mi usługiwać, nienawidzę jej, ponieważ nie jestem w stanie racjonalnie spojrzeć na świat. Kiedyś jej podziękuję, kupię kwiaty i podziękuję, mam wielką nadzieję, że będzie tego nowego mnie chcieć ale pewności nie mam.
Oczywiście Wy nie jesteście bez winy! Tak, jesteście winne! Tylko na bazie Waszych drobnych grzeszków (jakie ma każda istota), my budujemy paranoiczne, wielopiętrowe konstrukcje. To tak jakby obciąć komuś głowę, za to że ukradł 2 zł. W zasadzie alkoholikowi można zaufać, nawet trzeba - ale nie wcześniej jak po 3-6 tygodniach intensywnej, najlepiej zamkniętej terapii. KAŻDE INNE WYJŚCIE TO ŚCIEMA, MANIPULACJA, POWRÓT DO TEGO GÓWNA, Z KTÓREGO WSZYSCY CHCEMY WYJŚĆ!!!
Prawda jest taka, że gdyby nie narzeczona i jej silna, nieugięta postawa, piłbym do dziś, ćpałbym do dziś i robiłbym jej pijackie jazdy do dziś. Mnie olśniło, kiedy 40-którąś noc pod rząd płakałem samotnie i użalałem się nad sobą po jej odejściu ("że popełnię samobójstwo", "że jak mnie zostawiła, to się teraz puszcza" - naprawdę bardzo niewielki % alkoholików strzela samobója, takie gadanie to szczyty manipulacji), wtedy przypomniałem sobie o AA... Poszedłem, bo nie miałem gdzie iść, bo byłem SAM NA DNIE, gdybym obok miał narzeczoną NIE POSZEDŁBYM! U mnie zadziałała technika wstrząsu, kopniak w dupsko z domu na ulicę (zostałem bez pracy, bez niczego) i jeśli mam z moją narzeczoną żyć szczęśliwie, to muszę ją poderwać od zera, trochę tak, jakbyśmy się nigdy nie znali...


  PRZEJDŹ NA FORUM