Witajcie.Jestem współuzależniona, mój mąż jest alkoholikiem, niestety nie chce sie leczyć, ja chodzę na terapię grupową już od sierpnia,jestem cały czas na tabletkach pomagających mi w mojej cieżkiej depresji.Przyszłam tu bo nie potrafie sobie radzić, jak wracam z terapi jest ok dzien dwa,a później znowu sie zaczyna. Mój maż mi dziś powiedział, że terapia to banda debili, którzy udają ze leczą żeby mieć kase, a ja korzystam z terapii na kase chorych, wiem że moja terapeutka nie jest bogatą osobą.Tak sie wkurzyłam,ze wszytkie lekcje o asertywności wzieły w łeb, powiedziałam mu ,że sam jest debilem i powinien sie leczyć nie tylko z alkoholizmu ale i pracoholizmu, bo żeby nie pić on pracuje całymi dniami przez siedem dni w tygodniu.Nie chciał zjeśc obidu wieć w nerwach wyrąbałam go do kosza, jezu jestem chyba najgorszym przypadkiem , nic sie nie nauczyłam.Jestem troche zmęczona mamy roczne dziecko, do tego znowu przeziębione, nawet nie mam jak wyjść na zakup po chleb, ale mój mąż powiedział że nie musi jeśc, no właśnie on nie musi, a co ze mną? Mój mąż po ostatnim maratonie trwajacym 9 miesięcy non stop, zdecydował sie na leczenie w tej samej poradni co ja, ale poszedł tam tylko dwa razy , raz do terapeuty, on go zdjagnozował jako że jest chory na chroniczny alkoholizm, prosił żeby poszedł na terapię grupową, ale mój mąż pojawił sie jeszcze tylko raz w przychodni po leki nasenne od psychiatry, i to były jego wszystkie wizyty. Czasami wydaje mi sie ,że wszystko wraca do normy, bo mąż bez terapii nie pije od sierpnia, ale zaraz mam zmiane o 180 stopni, mąż jest cieżkim człowiekiem ,jeszcze teraz jak nie pije, jest chamski, nerwowy, mam wrażenie że mnie unika. Chyba już nie ma dla nas ratunku. Dziękuje,że mogłam sie wygadać |