to chyba współuzależnienie
Powinnam z nim porozmawiać o darciu się na dzieci, ale jeszcze nie było okazji. Muszę to zrobić tak by dzieci nie słyszały, bo Kasia prosiła, żeby nie mówić tacie, że płakała i czuła się, nawet nie wiem jak. Tylko ona tak się cieszyła na jego przyjazd, myśle, że się strasznie zawiodła. Mnie jest bardzo przykro, bo przez większą część roku sama nad nimi pracuję, staram się by miały większą pewność siebie, mówię jak je kocham, jakie są mądre i zdolne, że szanuję ich wybory. Pewnie- żaden ze mnie ideał, wracam o 17, muszę zająć się nie tylko nimi, ale i domem, też czasami krzyczę, bo jestem zdenerwowana, albo potrzebuję spokoju, a one hałasują, ganiają się, szarpią i krzyczą. Tylko do mojego krzyku są przyzwyczajone, a kiedy krzyczy ojciec po kilkumiesięcznej nieobecności, to tak jakby obcy krzyczał. Od jego powrotu, nie ma hałasu, nie kłócą się, jest taka niezdrowa cisza. Kasia, gdy chce coś powiedzieć wywołuje mnie z pokoju. Wczoraj mnie poprosiła, żebym się z nią położyła i poczekała aż zaśnie. Kasia chodzi na zajęcia wokalne, wieczorami włącza płytkę i śpiewa, uczy się nowych rzeczy. W obecnej sytuacji, mam na myśli przyjazd ojca, też się uczy, ale jej śpiewanie jest tak ciche i niepewne, a zza drzwi pokoju dochodzi jakby szept, a nie pełny glos. Wyrzuciłabym go już teraz, bo nie mogę na niego patrzeć, a zwłaszcza słuchać tego ględzenia w koło to samo. Ale nie umiem jak zwykle, myślę o tym jakie SWIĘTA urządzę dzieciom, no i jeszcze ten wyjazd z Kasią.


  PRZEJDŹ NA FORUM