Współuzależnienie
..no i dzis rozmawialismy, o uzaleznieniu miedzy innymi, dowiedziałam sie ze zakup to jest do podziału a przeciez o ile dobrze pamietam a pamietam dobrze bo nie mam luk w pamieci spowodowanych paleniem to ostatnia wersja była ze mu to wystarczy do marca, MANIPULACJA, co nie?! ..w kazdym razie zgodzil sie ze sie rozchodzimy i kazde z nas ma znalezc własne mieszkanie,.. jakie to dla mnie przykre, az chce mi sie płakac, dlaczego.. bo wierze w miłość do niego a przeciez choruje na brak miłości własnej, więc jak mogę kochac kogoś nie kochając siebie, lub kochając miłością wybrakowaną. taką samą darzę go i innych? jeśli to prawda to jest to smutne, czuje smutek ..bo zaufałam, sobie, jemu, uwierzyłam w iluzje miłości.. bo sie pomyliłam.. znów..znów..znów bo juz kiedyś byłam w podobnej sytuacji, bo już się raz rozeszłam po dziesięciu latach małżenstwa, gdy młodsze dziecko miało 6 miesiecy..i teraz znów jestem w podobnej sytuacji, znow z małym dzieckiem, znów rozstanie, ja o sześć lat starsza lecz w podobnym miejscu, jakby się zatoczyło koło, tyle że wtedy nie wiedziałam że jestem współuzależniona, teraz wiem, bo zaczełam terapie w miedzyczasie, jeszcze przed jego poznaniem... obwiniam w głebi duszy jego,i siebie i to boli, zamiast dziekować sile wyższej za ponowną szanse, szanse na co? na zdrowie, na prawde, czy na ponowny rozpad rodziny,..boli że on nie chce walczyć, ze tak poprostu sie zgadza, ok, nowe domy dla kazdego z nas, a ja chciałam zeby zrozumial zobaczyl ze nad szcześciem naszej rodziny mamy, musimy pracować oboje, kazde z osobna, dla dobra naszej wspólnej rodziny, nie TYLKO ja.. ale przeciez jego nie zmienie, nie chce to nie chce, a ja i tak uwazam ze chce tylko sie boi, nie chce sie przyznac ,wstydzi, woli wybrac zycie z chemicznym rozwiazywaniem problemow niz trzeżwosc i trzeżwe przezywanie emocji.. i smutno mi..kiedy wyjde z zakletego kregu rozpadajacych sie relacji?, przestane budowac fatamorganowe zamki z piasku?
czasem tak trudno miec nadzieje..


  PRZEJDŹ NA FORUM