Witajcie, Ja też mam się czym pochwalić Ok. roku temu trafiłam tu w desperacji, kiedy mojego chłopaka, z którym od 3 lat mieszkam wyrzucili za picie z pracy. Potem przyszły miesiące nieudanego leczenia w przychodni, powrót do pracy a potem kolejny zgrzyt i groźba wyrzucenia...Byłam u kresu sił, ten rok dał mi naprawdę w kość i dał też wiele do myślenia. Podjęłam ogromny wysiłek i zaczęłam się od niego uniezależniać. Podjęłam też terapię indywidualną. Z początkiem roku zaczęłam już przygotowywać w sobie i w nim grunt pod rozstanie - nabrałam pewności, że innego wyjścia już nie ma. Był to proces niezwykle bolesny. Zwłaszcza, ze starałam się rozwiązać wszystko po przyjacielsku, o żadnym wystawianiu bagaży w moim przypadku nie ma mowy. Efekt jest taki, że nie tylko rozstaliśmy się, ale on zdecydował się wyjechać na półtoraroczne leczenie do ośrodka. Zostałam sama. Mimo że czuję się, jakby odcięto część mnie i czasami jest naprawdę smutno, wiem, że to wszystko poszło (wreszcie - po 6 latach zmagań) w dobrym kierunku, w najlepszym z możliwych. Mam nadzieję, że on się wyleczy, że stworzy w sobie siłę, która pozwoli mu żyć bez nałogów i czuć radość życia. Dla siebie niczego nie pragnę, na razie muszę dojść do równowagi. Do decyzji zerwania toksycznego związku trzeba dojrzeć. Niebagatelna w tym rola przyjaciół, którzy wesprą w trudnych momentach. Trzeba otworzyć się na innych. Wyjście z tego bagna jest możliwe. Pozdrawiam! |