Witam Nie zagladałam na forum juz bardzo dawno (tzn. zagladałam, ale nie dokonywałam wpisów). Dzis chyba moge powiedziec, ze chyba mi sie udalo. W wrzesniu tamtego roku zalozylam sprawe o rozwod. Przyszlo zawiadomienie o terminie (7 grudnia). Moj maz pil 2 tygodnie. Byly awantury, grozenie itd. Bylam nieugieta. Pozniej zaczaql sie etap prosb - on sie zmieni, zacznie terapie, itd. Powiedzialam, ze ok chcesz cos robic rob, ale ja nie bede czekac w nieskonczonosc. Poszedl na terapie. Poczatkowo nieufnie na to patrzylam, ale zaskoczyl mnie mile. Nie pije juz 8 miesiecy. Oboje chodzimy na terapie. I jest fajnie. Patrze z nadzieja na przyszlosc. Oczywiscie sa "potkniecia", ale uczymy sie siebie od nowa i uczymy sie zyc razem Zawsze jest nadzieja i sznasa, ze alkoholik wreszcie sie opamieta "nawroci się". Ale to on musi tego chciec Tak maleńka286 to on musi tego chciec. Ty musisz zadbac o siebie. Ja do tego dochodziłam latami. Jestesmy małżeństwem od 18 lat (dzi mamy rocznice lubu) Czy było warto, nie wiem. Troche za poznao zdalam sobie sprawe z tego, ze to ja pozwalam sobie na takie traktowanie, ze stworzylam mu komfort picia. Nie bede sie samobiczowac, ale wiele od nas zalezy. Ale to uzmysłowiła mi terpia. Pozrawiam Wszystkie "przyjaciółki niedoli" Wam tez sie uda))) |